Złodzieje snów - Maggie Stiefvater
Złodzieje snów
Maggie Stiefvater
Cykl Kruka #2
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 18.03.2015r
Stron: 479
Długo kazał nam wydawca czekać na kontynuację Króla Kruków. Nie żebym
miała w planie w dniu premiery rzucić się na księgarnię - aż tak
pierwszy tom mnie nie zachwycił. Jednak po takim czasie raczej mało kto z
nas będzie pamiętać cokolwiek. A niestety lektura Złodziei snów ani
trochę nam tego nie ułatwi.
Historia opowiada o grupie przyjaciół, którzy pragną odnaleźć legendarnego Króla Kruków - Glendowera. W tym tomie na pierwszy plan wysuwa się postać Ronana. Chłopak odkrywa u siebie niezwykły talent pozwalający mu na wykradanie przedmiotów ze snów. Wydaje się super? Nie do końca. Wraz z ciekawymi rzeczami pojawiają się mniej ciekawe potwory. Sprawy nie ułatwi zjawienie się w mieście tajemniczego Szarego Mężczyzny, który poszukuje Grenwarena, mistycznego artefaktu, który ma umożliwić kradzieże ze snów.
Znacie to uczucie, gdy po długim czasie od pierwszego tomu sięgacie po drugi i macie lekką dezorientacje, bo nic nie pamiętacie z poprzedniej części? Na pewno tak. Ale w większości przypadków szybko to mija. Parę stron, może rozdziałów i przypominamy sobie o czym była historia i zostajemy w nią wciągnięci. Tak więc, ja pierwszy raz spotkałam się z tym, że do samego końca książki nachodził mnie myśli 'o co chodzi?' Autorka fabularnie podążyła całkiem inna ścieżką. Historia niewiele ma wspólnego z tą, która poznaliśmy w Królu Kruków. Główny wątek, czyli poszukiwanie Glendowera nie ruszył z miejsca ani na krok. I muszę przyznać, że to co Stiefvater zaserwowała nam w Złodziejach snów rozczarowało mnie bardzo mocno. Jeden wielki chaos. Miałam wrażenie, że autorka sama nie wiedziała o czym chce pisać. Czekałam i wypatrywałam, z rozdziału na rozdział coraz mocniej, na to 'coś' co ma byś sensem tego tomu..i się nie doczekałam. Nie rozumiem jak pisarka mogła tak mocno zboczyć z kursu serwując nam nudny wątek Ronana zamiast historii legendarnego Króla Kruków, która przecież miała wieść prym. Książka do najchudszych nie należy a mimo to wydarzeń w niej niewiele. Brakło emocji. Brakło akcji. Brakło punktu kulminacyjnego. W zasadzie zabrakło wszystkiego.
Kolejny problem to styl. Starałam wydobyć z pamięci jak to wyglądało w Królu Kruków, ale nie przypominam sobie, aby aż tak kulał. A może było to mniej rzucające się w oczy. Niemniej, zagłębiając się w kolejne rozdziały miałam nieodparte wrażenie, że coś jest nie tak. Dziwny język, dziwna składnia a może autorka ma taki charakterystyczny styl? Zdania gdzieś gubiły sens i logikę. Nie umiałam się odnaleźć. Trochę jak tekst przetłumaczony w 'Google translator'. Wina tłumaczenia? A może wszystko po trochu.
Chciałabym żeby chociaż bohaterowie ratowali Złodziei snów, ale i na tej płaszczyźnie nie wszystko grało. Nie jest to sytuacja beznadzieja. Czuję w nich potencjał, ale nie wykorzystany do końca. Nie można zarzucić im, że są bezbarwni czy nijacy. Autorka postarała się aby każdy z chłopaków, jak i Blue posiadali swoje indywidualne cechy, ale ta cała sympatia, którą ich obdarzyłam w pierwszym tomie gdzieś uleciała. Było mi wszystko jedno co się z nimi stanie i z nikim nie potrafiłam się zżyć. Pewnie głównym powodem tego jest kierunek fabuły jak obrała pisarka. Szkoda mi również, że wysunięcie na pierwszy plan Ronana i skupienie się na Adamie spowodowało znaczne ograniczenie wątku romantycznego, a w tym postaci Blue.
Jestem zła na autorkę. Poczułam się oszukana. Po dość przyjemnym pierwszym tomie nie spodziewałam się, że kontynuacja będzie takim nieporozumieniem. Z każdą stroną zamiast ciekawości i emocji rosło tylko rozczarowanie. Ode mnie Złodzieje snów dostają zaszczytny tytuł zapychacza serii, który nic nie wnosi do fabuły. Mam tylko nadzieję, że w kolejnej części Stiefvater wróci na właściwy tor bo sam pomysł głównego wątku jest pomysłowy i warty naszej uwagi.
0 komentarze