Wiara, miłość, śmierć - Peter Gallert, Jörg Reiter
Wiara, miłość, śmierć ♥ Peter Gallert, Jörg Reiter ♥ Tł: Anna Bittner ♥ Kroniki Martina Bauera #1 ♥ Wydawnictwo Initium ♥ Data premiery: 14.01.2019 ♥ Stron: 414
Nieznani autorzy i niewiele mówiący tytuł dość znacznie wpływają na to, że podchodząc do lektury działa niemieckiego duetu, nie miałam praktycznie żadnych oczekiwań. Opis książki jednoznacznie zdradza nam, że będziemy mieć do czynienia z zagadką tajemniczego samobójstwa, której rozwiązania podejmie się policyjny duchowny, Martin Bauer. Dość szybko zdałam sobie sprawę, że cudów tutaj nie uraczymy, a Wiara, miłość, śmierć to dość przeciętna powieść. Przykuwa uwagę, ale nie wciąga jednak do końca.
Pierwszy tom otwierający kroniki Martina Bauera to taki standardowy kryminał. Jest zagadka, swoją drogą niezbyt skomplikowana. Jest parę tropów i kilku podejrzanych. Policyjny duchowny, który uratował policjanta przed samobójczym skokiem z mostu, nie może uwierzyć, że mężczyzna ponownie zdecydował się na ten czyn, parę godzin później. Dodatkowo rodzina zmarłego tylko pogłębia jego wątpliwości. Czy to na pewno samobójstwo? A może ktoś pomógł mu skoczyć? Tego oczywiście dowiemy się w finale powieści, który aż takim zaskoczeniem znowu nie był. Myślę, że Ci bardziej uważni i domyśli czytelnicy przewidzą rozwiązanie już w połowie lektury. Fabuła rozwija równolegle kilka wątków, które z biegiem czasu zazębiają się tworząc pełny obraz sytuacji. Pod tym względem nie można autorom wiele zarzucić. Wszystko tutaj dobrze ze sobą współgra, nie znajdziemy luk, niedopowiedzeń czy błędów logicznych. Jednakże tempo akcji już nie prezentuje się tak dobrze. Akcja wprawdzie toczy się jako tako, ale przyjemne tempo przybiera dopiero w ostatnich rozdziałach. Wcześniej napotykamy zbyt wiele nudnych opisów, których znaczenie dla historii jest praktycznie zerowe, a skutecznie obniżają dynamikę utworu.
Pisarze trochę przyzwyczaili już nas, że niedoskonałość jest obowiązkowo wpisana w obraz książkowego detektywa, dlatego postać Martin Bauer można uznać za całkiem wyjątkową w swej zwyczajności. Nie posiada żadnej trudnej przeszłości, nałogów czy brudnych sekretów. Wręcz przeciwnie! Stara się wieść spokojne życie w zgodzie z Bogiem i własnymi przekonaniami. Nie chcę, żeby mylnie przed oczami pojawiła się wam postać ojca Mateusza. To zdecydowanie nie ten kierunek. Martin Bauer to duchowny ewangelicki, co skutkuje tym, że nie jest zabronione mu posiadanie żony i dziecka. Dlatego też wątek rodzinny delikatnie przeplata się przez powieść, pozwalając bliżej poznać głównego bohatera poza jego zawodowymi zobowiązaniami. Autorzy dość wyraźnie nakreślają również pozostałe postacie, chociaż nie są to raczej charaktery, które zapadają w pamięć.
Wiara, miłość, śmierć to taki mocny średniak. Może niczym nie zachwyca i nie zaskakuje, ale także nie ma większych wad. Historia potrafi zainteresować i z przyjemnością dąży się do ostatniej strony, aby poznać rozwiązanie zagadki. Kroniki Martina Bauera dobrze się zapowiadają i mimo tych wszystkich 'ale', spędziłam z lekturą miłe chwile i dam szansę kontynuacji.
Pierwszy tom otwierający kroniki Martina Bauera to taki standardowy kryminał. Jest zagadka, swoją drogą niezbyt skomplikowana. Jest parę tropów i kilku podejrzanych. Policyjny duchowny, który uratował policjanta przed samobójczym skokiem z mostu, nie może uwierzyć, że mężczyzna ponownie zdecydował się na ten czyn, parę godzin później. Dodatkowo rodzina zmarłego tylko pogłębia jego wątpliwości. Czy to na pewno samobójstwo? A może ktoś pomógł mu skoczyć? Tego oczywiście dowiemy się w finale powieści, który aż takim zaskoczeniem znowu nie był. Myślę, że Ci bardziej uważni i domyśli czytelnicy przewidzą rozwiązanie już w połowie lektury. Fabuła rozwija równolegle kilka wątków, które z biegiem czasu zazębiają się tworząc pełny obraz sytuacji. Pod tym względem nie można autorom wiele zarzucić. Wszystko tutaj dobrze ze sobą współgra, nie znajdziemy luk, niedopowiedzeń czy błędów logicznych. Jednakże tempo akcji już nie prezentuje się tak dobrze. Akcja wprawdzie toczy się jako tako, ale przyjemne tempo przybiera dopiero w ostatnich rozdziałach. Wcześniej napotykamy zbyt wiele nudnych opisów, których znaczenie dla historii jest praktycznie zerowe, a skutecznie obniżają dynamikę utworu.
Pisarze trochę przyzwyczaili już nas, że niedoskonałość jest obowiązkowo wpisana w obraz książkowego detektywa, dlatego postać Martin Bauer można uznać za całkiem wyjątkową w swej zwyczajności. Nie posiada żadnej trudnej przeszłości, nałogów czy brudnych sekretów. Wręcz przeciwnie! Stara się wieść spokojne życie w zgodzie z Bogiem i własnymi przekonaniami. Nie chcę, żeby mylnie przed oczami pojawiła się wam postać ojca Mateusza. To zdecydowanie nie ten kierunek. Martin Bauer to duchowny ewangelicki, co skutkuje tym, że nie jest zabronione mu posiadanie żony i dziecka. Dlatego też wątek rodzinny delikatnie przeplata się przez powieść, pozwalając bliżej poznać głównego bohatera poza jego zawodowymi zobowiązaniami. Autorzy dość wyraźnie nakreślają również pozostałe postacie, chociaż nie są to raczej charaktery, które zapadają w pamięć.
Wiara, miłość, śmierć to taki mocny średniak. Może niczym nie zachwyca i nie zaskakuje, ale także nie ma większych wad. Historia potrafi zainteresować i z przyjemnością dąży się do ostatniej strony, aby poznać rozwiązanie zagadki. Kroniki Martina Bauera dobrze się zapowiadają i mimo tych wszystkich 'ale', spędziłam z lekturą miłe chwile i dam szansę kontynuacji.
0 komentarze